niedziela, 26 kwietnia 2015

Wiosna na różowo

Na pierwszy rzut oka balkon jest przede wszystkim zielony. W różnych odcieniach, w różnych kształtach. Rośliny rosną jak szalone.


Zieleń odbija się w szybie kuchennego okna, zwielokrotniając wrażenie.



Detale w tym roku są jednak różowe, słodkie, cukierkowe, jak poziomki w śmietanie, albo landrynki z dzieciństwa. 


Na początek - nowości, czyli bratki, które przyjechały wczoraj ze Starego Pola. To już prawie ostatni moment na ich sadzenie, bo za chwilę przebiją je kolejne cuda, ale nie mogłam się oprzeć ze względu na ich niecodzienne barwy.

I drugi, też ze staropolskich targów, jakby bardziej umazany malinowym sokiem.

A po sąsiedzku rozwinęło się kolejne cudo. Obserwowałam tę sadzonkę od marca, nie miała nawet pąków, gdy ją umieszczałam w ziemi. I doczekałam się takiego widoku.

Upolowana podczas sobotnich targów w Starym Polu przecudna hortensja. Dołączyła do dwóch innych. Niestety, liście niebieskiej, która zdobiła stół, naraziłam na poparzenie. Chciałam, by popieściło ją kwietniowe słońce. I przedobrzyłam. Ale ma się coraz lepiej.

Pierwsze bladoróżowe kwiaty pokazała również druga hortensja, która zimę spędziła w domu, przy oknie. Teraz hartuje się na świeżym powietrzu, choć na chłodniejsze noce wróci do pokoju.


Przecudnie w słonecznych promieniach wygląda bugenwilla. Intensywnie zabarwione przykwiatki przypominają smaki lata.

Po dzisiejszym deszczu na młodych liściach bugenwilli zatrzymała się pszczoła. Dlatego sadzenie w mieście roślin jak najbardziej ma sens. Latem kwiaty są dla owadów stołówką, albo przystankiem w drodze ula, albo poidełkiem w dalekiej podróży.


Z pąkami spieszy się również begonia. Po zimowisku, które miała w domu, odpoczęła i szykuje się do kwitnienia.

Delikatnie różowy odcień mają także rozwinięte kwiaty skalnicy. Ten egzemplarz pochodzi z totalnej wyprzedaży w jednym z marketów. Roślinka wyglądała dość nędznie, ale, jak widać, otoczona opieką ma się całkiem dobrze.

A na koniec - zielony paśnik dla kota. Po raz pierwszy posiałam kocią trawę w donicy z brzózką, dzięki czemu pozostałe rośliny mają święty spokój.

wtorek, 21 kwietnia 2015

Kwiecień kwitnie i plecie

Pogoda nie rozpieszcza i nas, i roślin. Owszem, robi się coraz bardziej zielono, ale zimny wiatr studzi ciepło słonecznych promieni. I wszystko rozwija się bardzo powolutku. Nie ma też mowy o hartowaniu tych kwiatów, które zimowały na parapecie. Na szczęście, pelargonie, hortensja i bungewilla mają się dobrze. I - odpukać - nie było w tym roku inwazji przędziorków, które wysysają życie z budzących się liści.
Dzisiaj, po wczorajszych lodowatych podmuchach, znów nieco lata. Tak kwiecień plecie...

W kuchni nieziemsko pachnie gardenia. Wreszcie! Kaprysiła przez wiele miesięcy, łysiała, zrzucała pąki. Może jej w końcu  przeszło?

Dzisiaj gardenia rozwinęła się na dobre. Wygląda trochę jak z papieru. Albo - to dla łasuchów - jak z masy cukrowej. Zapachu nie jestem w stanie ani przekazać, ani opisać. Kto raz poczuł, wie, jaki jest oszałamiający. Nic dziwnego, że niegdyś był ozdobą butonierek.

A za oknem na dobre rozkręca się zielone szaleństwo. Modrzew już rozwinął igiełki, róże też pokazały piękne liście. Tylko bratki wciąż prezentują pojedyncze kwiaty. Kupiłam je "w ciemno", całą paletkę, nie wiedząc, jakie będą. I każdy jest inny, więc mam sporo niespodzianek.

Bratki nie są specjalnie wymagające, nie szkodzi im nawet lekki mróz. Wiem, bo w tym roku oglądałam już w poranki liście zamienione w sopelki lodu. I nic. Rosną dalej.



A to różany przystanek.Od razu widać, które krzaki są ubiegłoroczne, bo mają więcej liści. Spróbowałam też "postarzyć" gliniane donice. Znalazłam przepis w Internecie. Wystarczy doniczkę namoczyć, nasypać ziemi, wsadzić roślinę, a później glinianą skorupę nasmarować jogurtem z żywymi kulturami bakterii. Efekt? Po kilku tygodniach nie wygląda jak prosto ze sklepowej półki. Powolutku pokrywa się naturalną patyną.

I zielony kącik brzozowy. Widać już, młodziutkie liście. Niestety, nie tylko ja kocham brzozy. Dwa dni temu znalazłam pierwsze mszyce. To zadziwiające, że one odwiedzają akurat mój balkon, bo muszą pokonać dość spore odległości - w okolicy raczej mało zieleni, więc nie ma mowy o błyskawicznej przeprowadzce. Ale przejrzałam gałązkę po gałązce. I wydaje mi się, że sytuacja jest opanowana.

A to nowiutki nabytek, czyli rojnik. Niestety, nie wiem, jaki to gatunek. Wybierając go, kierowałam się wyłącznie urodą. Nie miało dla mnie znaczenia, jak się nazywa. Zawsze mogę mu nadać własne imię ;-)
Żeby nie było, iż w donicach tylko liście i zieleń, pojawiają się również kwiatki. Od niedzieli kwitnie żagwin.
Tak wygląda mój żagwin obecnie. Z czasem może utworzyć spory kożuch z liści.
Choć jeszcze dużo za wcześnie, kupiłam lobelię. Jest taka urocza i delikatna. Na razie sypia przy oknie w kuchni, wystawiam ją jedynie na słońce. Przymrozki byłyby dla niej zabójcze. 

To samo z petuniami. Same mi wpadły w ręce, więc jak się miałam im oprzeć? Petunie również chowam na noc do domu.

A w najbliższy weekend wybieram się na targi ogrodnicze. Wiem, że będą mnie kusić kolory, kształty, zapachy... Zwykle jestem odporna, staram się raczej podpatrywać. Ale kto nie ma pomysłu na swój balkon, albo szuka wyjątkowych okazów - niech wybierze się w sobotę lub niedzielę do Starego Pola. To podmalborska miejscowość, która słynie z targowych imprez. Najbliższa ma być otwarta dla odwiedzających od godz. 10 do 17. Na pewno można tam ubrać w kwiaty dom, balkon, taras, ogród i wiele innych miejsc.

środa, 8 kwietnia 2015

Wreszcie wiosna

Pierwsze dni kwietnia były chłodne. Szkoda, bo przyroda już dawno czeka w blokach startowych na ciepło i słońce. Ale już jest, dzisiaj, wreszcie. I wszystko ruszyło, oszalało.


Hibiskus z góry patrzy na świat. Kwiat jest tak duży, że samochód na ulicy wygląda, jak dziecinna zabawka.

Szeflera też wyciąga swoje  maleńkie zielone rączki do słońca.

To najnowszy nabytek. Hortensja na razie stoi w domu, ale w drugiej połowie maja przeprowadzi się do balkonowego ogrodu.

A za oknem - cała paleta zieleni. Rośliny pięknie przezimowały. Na razie stoją w jednym miejscu, by w razie przymrozków łatwiej było je jeszcze na noc okrywać kołderką z włókniny.

Bugenwilla też już czeka na przeprowadzkę. Wypuściła pąki kwiatowe, ale jeszcze ponad miesiąc spędzi po drugiej stronie szyby.

Tak, jak aksamitki. Na razie to maleńkie siewki, ale już wypuszczają właściwe liście.

To tylko część aksamitkowej kolekcji. Wygląda, że jest ich niewiele, ale gdy podrosną, będzie co rozsadzać. 



Pierwsza próba w tym roku, czyli uprawa dalii w donicy. Podobno to niezbyt skomplikowane. Na razie z ziemi wyszły pierwsze pąki. W drugiej połowie maja dalia będzie wysadzona na balkon.

Bracia bratki. Rosną powolutku, zdarzało im się, że rankiem były jak sopelki lodu. Ale dają radę.

Ten pomarańczowy zagląda do kuchni.

I drugi, grzeje płatki w promieniach słońca.

Iglaki o każdej porze roku są zachwycające. Nawet modrzew, gdy zgubi igiełki, jest dekoracyjny.



Modrzewiowe zielone pędzelki.

To brzoza omszona. Przyszła do mnie razem z sadzonką sosny wprost z leśnej szkółki. I przez kilka lat zdążyła się zadomowić na dobre. Teraz ściga się, która pierwsza rozwinie liście, z drugą brzozą, szlachetniejszą Youngii, która mieszka ze mną od kilku tygodni.

Tak obecnie wyglądają pąki mojej brzózki Youngii.

Na balkonie są też inne drzewka. Właściwie każde ma swoją historię, bo przynoszę maleńkie siewki z trawników i w ten sposób udaje się je uchronić przed brutalnością kosiarek. Klon już się odwdzięcza.

A to młody głóg. W ubiegłym roku był zieloniutkim badylkiem, teraz już wydoroślał.

Moja wierzba, którą zaplotłam, jak warkoczyk. W ubiegłym roku wczesną wiosną pozbierałam gałązki spod stareńkiego drzewa, bo połamał je silny wiatr. Wylądowały w doniczce i oto, jak prezentują się obecnie.

I jedna z siedmiu róż. Parkowa. Ma zakwitnąć na czerwono. Najmłodsza w grupie.

Ubiegłoroczny krzak też ma się dobrze. Już zdążył się zazielenić, choć pod koniec marca potrzebna była interwencja po inwazji mszyc.
Chmiel szaleje. Za moment zacznie oplatać kratki.

Mam też czosnek niedźwiedzi. Posadzony w czerwcu, zanikł, jak trzeba. I pojawił się w marcu. Ma już pąki kwiatowe.
Młody hiacynt. Zapomniałam o nim i spędził zimę w papierowej torebce. Ale już wygląda z ziemi.

I młodziutka niezapominajka. Samosiejka. Nie zniszczyły jej mrozy, choć rosła w niczym nie zabezpieczonej skrzynce.


Na przesadzenie czeka maleńki wiciokrzew. Niestety, kot go trochę zmasakrował, ale wypuszcza już młode listki.
A na deser - zaczątek ziołowego ogródka, czyli pietruszka ze świeżą natką.