wtorek, 30 lipca 2013

Ubieranie miasta w kwiaty

Nie jestem sama! Wystarczy dokładnie się rozejrzeć, by przekonać się, że balkony, parapety i ogródki zamieniają się w kolorowe klomby. Jestem zachwycona! Bo to znaczy, że lubimy naturę.


To miniogródek na balkonie w samym sercu miasta. Zdjęcie nadesłane przez Alicję. Wielkie dzięki:)

A to balkon Pani Krysi, która na co dzień ma kilkudziesięciu czworonożnych podopiecznych. A i tak znajduje czas dla zielonych przyjaciół.

Przybalkonowa zieleń odwdzięcza się za opiekę.
A to nagietkowa grządka w śródmieściu. Małe poletko w kolorze marchewkowym.
Czekam na kolejne przykłady. I na opis losów wyhodowanych przeze mnie kilkudziesięciu aksamitek, które w czerwcu powędrowały w świat. Zdjęcia mile widziane. Wystarczy wpisać anna.szade@gmail.com i przysłać swoje fotorelacje.

poniedziałek, 29 lipca 2013

Koniec lipca za oknem


Pańskie oko konia tuczy. Przekonały się o tym moje rośliny. Przez jakiś czas nie były w centrum uwagi i oto zamiast mnie, "zadbały" o nie przędziorki. Najbardziej poszkodowane są aksamitki. Próbuję je uratować jednym z dostępnych domowych sposobów, czyli mieszaniną wody z płynem do naczyń. Jakie będą skutki, trudno przewidzieć.
Na wszelki wypadek zrobiłam zdjęcia. Na nich na pewno przetrwają.


To moja kolorowa ściana, która skutecznie oddziela mnie od spalin i hałasu.
A to trochę zmęczona gorącem grządka na palecie.


Hortensja wciąż ma się dobrze.


To słoneczny kącik ze skalniakami, które dobrze się czują nawet w upały.

Jest i delikatny maczek. 
A to zaskakujący przypołudnik. Zakwita nagle i niespodziewanie.

Poziomka rośnie w oczach.


Nasturcja przykucnęła pod liściem.

Pelargonia wygląda jakby miała płatki z aksamitu.

Portulaka w oryginalnym kolorze. 


A ten portulakowy kwiat wygląda jak róża.
Choć portulaki kwitną bardzo krótko, chętnie przysiadają na nich owady.

Za to pszczoły lubią odwiedzać aksamitki.


A na pelargonii kilka dni temu zatrzymał się... księżyc.


niedziela, 28 lipca 2013

Piękne zdjęcia, piękne wspomnienia

Dostałam w prezencie cudowne zdjęcia. W roli głównej - lalki. Ale są też dzieci, z którymi tworzyłyśmy uroczego coś z niczego.
Fotografie są autorstwa Szymona Sułkowskiego. Polecam. Są piękne. Szymon - baaaaardzo dziękuję.








wtorek, 23 lipca 2013

Oblężenie z lalkami

Trzy dni żyłam w bajkowym świecie. Od rana do późnego popołudnia pokazywałam swoje barwne rusałki podczas tegorocznego Oblężenia Malborka. Tylu pozytywnych reakcji się nie spodziewałam, a zachwyty płynęły z ust i tych zupełnie dużych, i tych małych dziewczynek.
W Dziecięcym Grodzie miałam też okazję pokazać, jak zrobić coś z niczego, czyli małą laleczkę z kawałeczka drutu, wełny i skrawka tkaniny. Dzieciaki były zachwycone! A mnie urosły wieeelkie skrzydła z radości.

Jak to wyglądało? Można się przekonać dzięki fotorelacji Marty Chmielińskiej - Jamroz.







czwartek, 18 lipca 2013

Ja szyję, one rosną

Wczoraj do nocy - wielkie projektowanie odzieży dla lalek. Już jest trzydzieści. I pięć maleństw.


Kolorowa gromadka.

Te maluchy powstały dzisiaj rano.

A na balkonie - szał! Codziennie jakieś zaskoczenie. Kwiaty, choć nieco przeze mnie ostatnio opuszczone, radzą sobie doskonale.

To aksamitka z nasion zebranych na balkonie mojej mamy.





Średnica - prawie 10 centymetrów:)





To już ostatni tegoroczny anemon.

A to cynia meksykańska wyhodowana od ziarenka. Z nieoczekiwanym gościem:)

środa, 17 lipca 2013

Żart ze śmietnika

Są też takie ważne zagrody śmietnikowe, że byle kto nie może się przy nich zatrzymywać. Pytanie tylko, czego służby specjalne miałyby szukać w koszu?...


Gdzieś w Malborku. Tam, gdzie koty nie mogły przysiadać przy trzepaku, o czym je informowała specjalna tabliczka.

Lalkowa sesja

Palce bolą, ale udało mi się ubrać czternaście rusałek. Powstało coś z niczego. Po południu będzie kolejna seria.






Na tę chwilę lalek jest czternaście.

Każda jest inna, choć wszystkie są zrobione z niepotrzebnych rzeczy. Tylko drucik w rękach i nogach oraz wypychacz są ze sklepu. Reszta pochodzi z szaf i szuflad.

Loki z... rajstop.


Laleczki chętnie pozują do zdjęć.

Detale też są ważne. Tu - kwiatek przy bluzce. Choć widać też, że sąsiadka machnęła akurat długą nogą...

Lalki pozdrawiają:)
A to wełnianka-owijanka. Jest malutka, buźkę ma z patyczka do uszu. Takie elegantki będą powstawać przez trzy dni przy pomocy dziecięcych rączek w oblężeniowym przedszkolu.

wtorek, 16 lipca 2013

Sama tego chciałam...

15 dnia śmieciowej rewolucji do centrum europejskiego miasta dotarły zmiany - pojawiły się pojemniki do segregacji odpadów. To jeszcze nie koniec, bo jednocześnie przywiezione zostały kontenery dla podmiotów gospodarczych, które muszą mieć indywidualne umowy z przedsiębiorcami wywożącymi śmieci.
Efekt? Zapraszam do podziwiania. Łącznie to 17 pojemników różnej wielkości ustawionych dość nieskładnie. Jeśli komuś będzie mało, to miejsca jest pod dostatkiem - panowie odgruzowują teren, na którym docelowo ma powstać obiekt handlowy. Dopóki go nie ma - można stawiać śmietniki.

To wyjątkowa galeria pod chmurką z ekspozycją stałą. Wyjątkowa atrakcja dla estetów.


Plac jest duży. Po uporządkowaniu zmieści się jeszcze wiele śmietników.   
Aby nikomu się nie pomyliło, kosze dla firm zostały profesjonalnie oznakowane.

Ale tych "siedemnaście mgnień wiosny" śmieciowej to jeszcze nie wszystko. Są i takie "kwiatki" tuż pod oknami...

poniedziałek, 15 lipca 2013

Moje prze-twory

Nie piszę, ale żyję, a właściwie - szyję. Palce mam ostatnio zajęte przygotowywaniem małych długonogich rusałek, które mają podbić dziecięce, a dokładniej - dziewczęce, serca podczas największej i najbardziej znanej plenerowej imprezy w mieście, czyli Oblężenia Malborka.
Ze starych bluzek, sukienek, troczków, sznurków i lamówek powstają moje lalunie. W ten sposób odchudziłam już niejedną szafę, a dokładniej - kosze na odpadki. Bo zamiast wywalać stare ubrania, moje koleżanki znoszą je do mnie, a ja je przetwarzam w coś zupełnie innego.
Na razie są nieubrane, ale przyjdzie i na to pora:)
Kto będzie w mieście w weekend, może mnie gdzieś tam znaleźć, jak siedzę i dłubię kolejne apcyklingowe dzieweczki. Jest też koncepcja wełnianek-owijanek, na razie nieuwiecznionych na fotografii. Będą mniejsze, ale równie... urocze. Tworzywa jest pod dostatkiem, na szczęście, bo kłębki też z odzysku.


To koszyk pełen lalkowych golasków. Jest ich dokładnie 55, a jedną szyje się około godziny. Ale jaka to frajda!


 Żeby nie było, że tylko stare szmatki i łatki mi w głowie, mam również oczy szeroko otwarte na rośliny. Zresztą nie musiałabym szeroko, trudno nie zauważyć takiego okazu, jaki mi się objawił w weekend. To róża chińska.

Moja róża chińska, czyli hibiscus, w pełnym rozkwicie.

sobota, 6 lipca 2013

Lato w pełni

Lipiec to jeden z najpiękniejszych miesięcy w roku, bo przyroda jest w pełnym rozkwicie. Ranki bywają więc zaskakujące, bo okazuje się, że kolejne rośliny postanowiły zaprezentować swe wdzięki. Zwłaszcza gdy na początku, nim trafiły do ziemi, były maleńkimi nasionkami lub niezgrabnymi pomarszczonymi bulwami.
Tak objawiły swoją urodę anemony. Najpierw długo nie chciały pokazać nawet liści, a teraz  - są przeurocze. 

To moje pierwsze wyhodowane anemony. Zastanawiałam się, czy tarasik w centrum miasta będzie dla nich odpowiednim miejscem. Okazuje się, że tak. 



Cudownie rozrosły się również nemezje, dimorfoteka i maki. Po ostatnich deszczach zamieniły się w prawdziwy wielobarwny dywan. I uwielbiają je pszczoły i motyle.

To fragment mojej łąki. 



W sąsiedztwie rośnie też krzak pomidora. Owocami można już zdobić letnie kanapki i sałatki.

Koralik spłonął rumieńcem na widok tylu barw w sąsiedztwie.

W tym roku mam też kilka krzaków poziomek. To próba spełnienia marzeń, by w pierwszych promieniach słońca zerwać wprost z krzaka garść pachnących owoców, jeszcze lekko mokrych od porannej rosy.

Poziomki wyhodowałam sama, z nasionek. Tym bardziej cieszą mnie pierwsze kwiaty, które są zapowiedzią aromatycznych owoców.
To pokazuje, że rośliny potrafią być wdzięczne, jeśli okaże im się nieco serca. I że mogą rosnąć praktycznie wszędzie, także w zabetonowanym mieście. Jestem z nich dumna, ale prezentuję swoich podopiecznych, by pokazać, że naprawdę niewiele potrzeba, by otoczyć się naturą. I że zyskujemy nie tylko kącik otulony zapachem maciejki do popołudniowego czy wieczornego relaksu, ale ubieramy w ten sposób swoje miasto w kwiaty. Skoro wokół jest tak niewiele barwnych plam, bo służbom miejskim zadbana zieleń kojarzy się głównie z wygolonymi do gołej ziemi trawnikami, a parę kwietników ustawionych jest wyłącznie na centralnej ulicy, to zadbajmy sami o swoje otoczenie. Po co narzekać, skoro paczka nasion, z których wyrośnie tyle roślin, że można nimi obsadzić pół osiedla, kosztuje niewiele ponad złotówkę. A frajda jest naprawdę wielka.