wtorek, 21 kwietnia 2015

Kwiecień kwitnie i plecie

Pogoda nie rozpieszcza i nas, i roślin. Owszem, robi się coraz bardziej zielono, ale zimny wiatr studzi ciepło słonecznych promieni. I wszystko rozwija się bardzo powolutku. Nie ma też mowy o hartowaniu tych kwiatów, które zimowały na parapecie. Na szczęście, pelargonie, hortensja i bungewilla mają się dobrze. I - odpukać - nie było w tym roku inwazji przędziorków, które wysysają życie z budzących się liści.
Dzisiaj, po wczorajszych lodowatych podmuchach, znów nieco lata. Tak kwiecień plecie...

W kuchni nieziemsko pachnie gardenia. Wreszcie! Kaprysiła przez wiele miesięcy, łysiała, zrzucała pąki. Może jej w końcu  przeszło?

Dzisiaj gardenia rozwinęła się na dobre. Wygląda trochę jak z papieru. Albo - to dla łasuchów - jak z masy cukrowej. Zapachu nie jestem w stanie ani przekazać, ani opisać. Kto raz poczuł, wie, jaki jest oszałamiający. Nic dziwnego, że niegdyś był ozdobą butonierek.

A za oknem na dobre rozkręca się zielone szaleństwo. Modrzew już rozwinął igiełki, róże też pokazały piękne liście. Tylko bratki wciąż prezentują pojedyncze kwiaty. Kupiłam je "w ciemno", całą paletkę, nie wiedząc, jakie będą. I każdy jest inny, więc mam sporo niespodzianek.

Bratki nie są specjalnie wymagające, nie szkodzi im nawet lekki mróz. Wiem, bo w tym roku oglądałam już w poranki liście zamienione w sopelki lodu. I nic. Rosną dalej.



A to różany przystanek.Od razu widać, które krzaki są ubiegłoroczne, bo mają więcej liści. Spróbowałam też "postarzyć" gliniane donice. Znalazłam przepis w Internecie. Wystarczy doniczkę namoczyć, nasypać ziemi, wsadzić roślinę, a później glinianą skorupę nasmarować jogurtem z żywymi kulturami bakterii. Efekt? Po kilku tygodniach nie wygląda jak prosto ze sklepowej półki. Powolutku pokrywa się naturalną patyną.

I zielony kącik brzozowy. Widać już, młodziutkie liście. Niestety, nie tylko ja kocham brzozy. Dwa dni temu znalazłam pierwsze mszyce. To zadziwiające, że one odwiedzają akurat mój balkon, bo muszą pokonać dość spore odległości - w okolicy raczej mało zieleni, więc nie ma mowy o błyskawicznej przeprowadzce. Ale przejrzałam gałązkę po gałązce. I wydaje mi się, że sytuacja jest opanowana.

A to nowiutki nabytek, czyli rojnik. Niestety, nie wiem, jaki to gatunek. Wybierając go, kierowałam się wyłącznie urodą. Nie miało dla mnie znaczenia, jak się nazywa. Zawsze mogę mu nadać własne imię ;-)
Żeby nie było, iż w donicach tylko liście i zieleń, pojawiają się również kwiatki. Od niedzieli kwitnie żagwin.
Tak wygląda mój żagwin obecnie. Z czasem może utworzyć spory kożuch z liści.
Choć jeszcze dużo za wcześnie, kupiłam lobelię. Jest taka urocza i delikatna. Na razie sypia przy oknie w kuchni, wystawiam ją jedynie na słońce. Przymrozki byłyby dla niej zabójcze. 

To samo z petuniami. Same mi wpadły w ręce, więc jak się miałam im oprzeć? Petunie również chowam na noc do domu.

A w najbliższy weekend wybieram się na targi ogrodnicze. Wiem, że będą mnie kusić kolory, kształty, zapachy... Zwykle jestem odporna, staram się raczej podpatrywać. Ale kto nie ma pomysłu na swój balkon, albo szuka wyjątkowych okazów - niech wybierze się w sobotę lub niedzielę do Starego Pola. To podmalborska miejscowość, która słynie z targowych imprez. Najbliższa ma być otwarta dla odwiedzających od godz. 10 do 17. Na pewno można tam ubrać w kwiaty dom, balkon, taras, ogród i wiele innych miejsc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz