środa, 8 kwietnia 2015

Wreszcie wiosna

Pierwsze dni kwietnia były chłodne. Szkoda, bo przyroda już dawno czeka w blokach startowych na ciepło i słońce. Ale już jest, dzisiaj, wreszcie. I wszystko ruszyło, oszalało.


Hibiskus z góry patrzy na świat. Kwiat jest tak duży, że samochód na ulicy wygląda, jak dziecinna zabawka.

Szeflera też wyciąga swoje  maleńkie zielone rączki do słońca.

To najnowszy nabytek. Hortensja na razie stoi w domu, ale w drugiej połowie maja przeprowadzi się do balkonowego ogrodu.

A za oknem - cała paleta zieleni. Rośliny pięknie przezimowały. Na razie stoją w jednym miejscu, by w razie przymrozków łatwiej było je jeszcze na noc okrywać kołderką z włókniny.

Bugenwilla też już czeka na przeprowadzkę. Wypuściła pąki kwiatowe, ale jeszcze ponad miesiąc spędzi po drugiej stronie szyby.

Tak, jak aksamitki. Na razie to maleńkie siewki, ale już wypuszczają właściwe liście.

To tylko część aksamitkowej kolekcji. Wygląda, że jest ich niewiele, ale gdy podrosną, będzie co rozsadzać. 



Pierwsza próba w tym roku, czyli uprawa dalii w donicy. Podobno to niezbyt skomplikowane. Na razie z ziemi wyszły pierwsze pąki. W drugiej połowie maja dalia będzie wysadzona na balkon.

Bracia bratki. Rosną powolutku, zdarzało im się, że rankiem były jak sopelki lodu. Ale dają radę.

Ten pomarańczowy zagląda do kuchni.

I drugi, grzeje płatki w promieniach słońca.

Iglaki o każdej porze roku są zachwycające. Nawet modrzew, gdy zgubi igiełki, jest dekoracyjny.



Modrzewiowe zielone pędzelki.

To brzoza omszona. Przyszła do mnie razem z sadzonką sosny wprost z leśnej szkółki. I przez kilka lat zdążyła się zadomowić na dobre. Teraz ściga się, która pierwsza rozwinie liście, z drugą brzozą, szlachetniejszą Youngii, która mieszka ze mną od kilku tygodni.

Tak obecnie wyglądają pąki mojej brzózki Youngii.

Na balkonie są też inne drzewka. Właściwie każde ma swoją historię, bo przynoszę maleńkie siewki z trawników i w ten sposób udaje się je uchronić przed brutalnością kosiarek. Klon już się odwdzięcza.

A to młody głóg. W ubiegłym roku był zieloniutkim badylkiem, teraz już wydoroślał.

Moja wierzba, którą zaplotłam, jak warkoczyk. W ubiegłym roku wczesną wiosną pozbierałam gałązki spod stareńkiego drzewa, bo połamał je silny wiatr. Wylądowały w doniczce i oto, jak prezentują się obecnie.

I jedna z siedmiu róż. Parkowa. Ma zakwitnąć na czerwono. Najmłodsza w grupie.

Ubiegłoroczny krzak też ma się dobrze. Już zdążył się zazielenić, choć pod koniec marca potrzebna była interwencja po inwazji mszyc.
Chmiel szaleje. Za moment zacznie oplatać kratki.

Mam też czosnek niedźwiedzi. Posadzony w czerwcu, zanikł, jak trzeba. I pojawił się w marcu. Ma już pąki kwiatowe.
Młody hiacynt. Zapomniałam o nim i spędził zimę w papierowej torebce. Ale już wygląda z ziemi.

I młodziutka niezapominajka. Samosiejka. Nie zniszczyły jej mrozy, choć rosła w niczym nie zabezpieczonej skrzynce.


Na przesadzenie czeka maleńki wiciokrzew. Niestety, kot go trochę zmasakrował, ale wypuszcza już młode listki.
A na deser - zaczątek ziołowego ogródka, czyli pietruszka ze świeżą natką.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz