niedziela, 8 maja 2016

Barwny ogród

Wiosną nie można przejść spokojnie bez zachwytu. Bo kwiaty, buchające kolorami gałęzie drzew, soczyste liście, chóry ptaków, żab. I zapachy. Tu bez, tam konwalie. I stokrotki w trawie, żółte plamy mleczu, że trzeba mrużyć oczy.
Niestety, mieszkam w okolicy tonącej w asfalcie, bruku i betonie, pyle, truciznach i hałasie. Nic na to nie poradzę, wiedziałam, gdzie się wprowadzam. Skoro więc nie mam nawet skrawka ziemi, działki czy grządki, tworzę jeszcze bardziej kieszonkowy park niż te, które rodzą się na świecie. Najpierw mój balkon pokrywa się zielenią, a potem pojawiają się kolejne kolory wraz z kwiatami. To ma swój urok, ale i głębszy sens: jest choćby miejscem spotkań owadów. Poza tym liczę, że moje płuca choć częściowo są w ten sposób chronione... 

Moje doniczkowe rabatki. Na tle drzew z każdym tygodniem przybywa barw. Uwielbiam ten widok.


Prócz typowo wiosennych kwiatów, mam już pierwsze letnie. 


Aksamitki w tym roku bardzo "wypasione". Nie są siane przeze mnie. Po prostu któregoś dnia zjawiły się na moim balkonie. Jako prezent.

Begonia przezimowała wykopana z ziemi. Niedawno ją posadziłam. A ona zdecydowała się niemal natychmiast zakwitnąć.


Tegoroczna mała niespodzianka. Czarny bez, który jest ze mną od młodziutkiej siewki, postanowił w tym roku, że pokaże kwiaty.

Bardzo spóźniony krokus. Choć w ogrodach już dawno przekwitły, u mnie dopiero startują.

Młode meliski. Dzieci ubiegłorocznego krzaczka. To jeden z plusów mojego niesterylnego ogródeczka. Zdarzają się chwasty, ale też rośliny po prostu się rozsiewają.

Młodziutkie pelargonie. W porównaniu do moich wieloletnich okazów, wyglądają jak miniaturki. Ale dorosną, nie ma obaw.

I jeszcze jedna pelargonia. Choć niby taka zwyczajna, to ma milion zalet. Odporna na upały, na przędziorki i mszyce, które potrafią się nieźle rozpanoszyć. W tym roku już likwidowałam całe kolonie na młodej brzózce.

Różyczka. To jeszcze maleństwo, ale już cieszy oczy.

To sosna rumelijska, w której się zakochałam. Wygląda dużo inaczej niż nasze. Także młode pędy są bardzo dekoracyjne.


I kolejna nowość - smagliczka skalna. Ma cudowny żółty kolor.


I jeszcze młody żonkil. Tak wyglądał wczoraj przed południem...

...a tak dzisiaj rano. Cudownie móc obserwować z bliska, jak...

... z malutkiego pączka rodzi się takie żółte słoneczko.

Ale teraz najwięcej urody mają bratki. Jest ich pełno. I każdy piękny. Jak widać na zdjęciach.







Petunie w tym roku są wyjątkowo wielokolorowe. Na razie to mikrusy, ale niech no tylko nadejdzie lato, wówczas zaprezentują pełnię swej delikatnej urody.







W pnączach spory ruch. Chmiel pokrył już całą drabinkę. Pierwszą noc na zewnątrz spędziła także psianka jaśminowa. Ledwie ją uratowałam po zmasowanym ataku przędziorków, ale przezimowała doskonale. Podobnie jak gigantyczny już plektranus. Zajmuje sporą część pokoju, ale co tam. 


Winobluszcz dopiero rozpoczyna sezon. Ale w każdej fazie jest piękny.


I mój mały ogródek skalny. To jest dopiero bogactwo form, kolorów, tempa wzrostu... Jedna mała gałązka zapełnia z czasem całą doniczkę i wylewa się z niej, jakby miała apetyt na kolejne miejsce. Cudowne!





















































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz