środa, 21 grudnia 2016

Zima przyszła niepostrzeżenie

Mamy dzisiaj dwie okazje do świętowania, albo... nie. Zależy od nastawienia. Otóż to początek astronomicznej zimy. Ja jestem optymistką, więc zima to niby brrrr, ale przecież mrozów nie widać na horyzoncie. Za to coraz bliżej wiosna, więc jest się z czego cieszyć.
A drugi powód? Po najkrótszym, bo trwającym zaledwie 7 godzin i 43 minuty dniu, każdy następny będzie dłuższy. Więc odetchniemy my, ale i nasze rośliny, które blade, chude i powyciągane tęsknią za słońcem.

A tak w zimowy dzień wygląda moja bugenwilla. Nie jest tak intensywnie wybarwiona jak latem, ale oko cieszy.

Tu widok z góry. Po przeniesieniu do domu straciła wszystkie liście. Ale żyje.

A to begonia, czyli moja letnia ozdoba talerzy. Pobyt w kuchni niezbyt jej plaży, ale żyje.

Chińska róża zaczyna kwitnąć, choć też wyłysiała jesienią, gdy przeniosłam ją do domu.

Niestety, nie zdążyłam wykopać begonii bulwiastych. I po króciutkim śnie - wystartowały. Ale może czują, że wiosna szybko nadejdzie?


Wciąż kwitnie anturium. A w kuchni choinkę udaje araukaria.

A za oknem - róża.

A to nieco inspirowane naturą moje kwiaty. Udają trochę dzikie róże.

I moje maki ulubione. Drugie wspomnienie lata.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz