sobota, 13 czerwca 2015

(NIE) TYLKO RÓŻE

Moją przygodę z różami uprawianymi w donicach rozpoczęłam w ubiegłym roku. Najbardziej bałam się o zimowanie. Wiadomo, nieosłonięty balkon, mrozy... Ale w donicach okręconych folią bąbelkową, wkopanych dodatkowo w pojemniki z ziemią, ustawionych na palecie i jeszcze otulone włókniną dały radę. Co prawda, zima była taka sobie, więc lęk pozostał. Ale zdecydowanie mniejszy.
Nie mam jakichś wyszukanych odmian. To najtańsze róże okrywowe, najprostsze, o tysiącach kwiatów. Nie mam ambicji stworzenia balkonowego rosarium. Kierowało mną lenistwo - raz posadzone rośliny po prostu sobie rosną. Co prawda, jak się okazuje, nie jestem w zachwytach nad różami odosobniona. Dwa razy dziennie przeglądam krzaki, tropiąc tłuste zielone mszyce, które pojawiają się nie wiadomo kiedy i skąd. Polubiłam nawet pająki, bo w moim miniaturowym ekosystemie okazały się sprzymierzeńcami. Łapią w sieci jakieś latające tałatajstwo, które próbuje obsiadywać młode pędy i zostawiać tam potomstwo.

Te maleństwa dostałam. Rosły w ogrodzie. Pachną oszałamiająco.

Ale niedaleko od wazonu swoje wdzięki prezentuje pierwszy w tym roku różany kwiat. Zapowiada się, że będą ich setki.

Tuż obok - czerwone cudeńko.

Ta miała być czerwona, ale gdy pąk pękł, wyszedł pink.
A to róża chińska, czyli hibiskus. To pierwszy czerwony kwiat, bo wcześniej rozwijały się tylko różowe. Co ciekawe, w domu można go podziwiać przez dzień, góra dwa. Na zewnątrz utrzymuje się dużo dłużej.

Tuż przy różach - złocień maruna. Przyszedł z zaprzyjaźnionej działki, zimę spędził pod kołderką z włókniny. I tak się oto odwdzięczył.

A to hortensja, która tę "grządkę" zamyka.

A na balustradzie niebiesko-różowy tłok. To petunie, które po posadzeniu ledwie wystawały nad skrzynki i lobeliowy szał.
Drobniutki goździk skalny. Utrwaliłam, bo to na tę chwilę to tylko pojedynczy kwiatek. Najpierw metodycznie i z upodobaniem liście obżerała moja kotka. Od zimy łodyżek przybyło, ale czerwona plamka tylko jedna.

Za to rozchodnik wcale się nie oszczędza i kwitnie na całego.

Zaskoczył mnie również rojnik. Nie zdążyłam go nawet przesadzić, bo oto nawyrastało mu kwiatostanów.

Drugi nie lepszy, choć ten przynajmniej prócz kwiatowych pędów nawypuszczał młodych. Najpierw były miniaturowymi kuleczkami. Z każdym dniem ich coraz więcej. Obok krasnoludek - podarowany. To wciąż nieodzowna ozdoba współczesnych ogródków:)

Jastrzębiec chętnie zwraca się ku słońcu. Niestety, wiatr złamał cztery z pięciu pędów...
Aksamitki, a więc kwiaty, które polecam zawsze i każdemu, w tym roku rosną wyjątkowo. Odpukać, na razie oszczędzają je przędziorki. Na razie skupiły się na najstarszych liściach chmielu. Wcześniej gnębiły miniaturową różę, ale kilkukrotny totalny oprysk z wywaru z orzechów piorących okazał się skuteczny.

Bardzo wcześnie pierwsze kwiaty pokazał tymianek. Zwykle oglądałam je w drugiej połowie lata.
Kto zna zielone hobby, ten zrozumie: niemalże każda wizyta w jakimkolwiek sklepie, gdzie można natknąć się na rośliny powoduje, że kolejne niemal same wskakują do koszyka. To nie nałóg. Kwiaty wręcz proszą, by się nimi zaopiekować. Zwłaszcza wtedy, gdy towarzyszy im napis "wyprzedaż". Wtedy wiadomo, że tylko decyzja o kupnie jest dla nich ratunkiem...

Właśnie z totalnej wyprzedaży w doniczce, w której rośnie calibrachoa, zadomowiła się bakopa.
Cynia związana jest z tą samą wizytą w markecie budowlanym. Jest miniaturowa, ale za opiekę odwdzięcza się kolejnymi rozwiniętymi kwiatami.

Może trudno uwierzyć, ale ten pomidor, a właściwie dwa, też były spisane na straty.

Crossandra Fortuna nie ma tak tragicznej historii. Ta mnie po prostu urzekła i oprzeć się nie mogłam. Pomarańczowe kwiaty rozwijają się stopniowo od dołu kłosa. I są piękne. W Indiach, skąd pochodzi roślina, wyplatane są z nich girlandy.
Również kupno szałwii omszonej to była szybka decyzja. Bo nad czym tu się zastanawiać? To bylina, więc ma szansę być ze mną i być.

Oczy cieszą nie tylko nowości. Jestem sprawiedliwa i przemawia do mnie uroda każdego kwiatka, a nie tylko totalna egzotyka. Jeszcze wiosenny bratek też jest niczego sobie. 

To inny, cały niebieski. Piękny.
Popołudnie w takim ogrodzie nie może być nieudane.

Jest i "ogrodowy" deser na deser.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz