czwartek, 12 czerwca 2014

Popołudnie w ogrodzie

Kilkanaście metrów kwadratowych w centrum miasta. A ile może pomieścić radości! Kwiaty zajmują bardzo dużo czasu. Wcale nie dlatego, że wymagają ciągłej pielęgnacji. Owszem, trzeba podlewać, nawozić, odpędzać tłuste zielone mszyce, skubać to, co przekwitło. Ale tak naprawdę raz posadzone, rosną i rosną. Później to zachłystywanie się ich urodą pochłania długie kwadranse, a przez to popołudniowa kawa trwa niemal do wieczora. Ale jak nie podziwiać doniczki po doniczce? Tyle się dzieje, że można zwiedzać i zachwycać się co kilka centymetrów.



To dzisiejsza niespodzianka - zakwitły pierwsze róże. Ta miała być czerwona, tak wynikało z opisu. I tak jest piękna.
Pąk pękł. I zamiast bladego różu, jest czerwień, moja ulubiona.
Duuużo petunii. A to zaledwie połowa.

Pan słonecznik i trzy czerwone samochodziki:)

Begonia nieco udaje różę.


Różowy zakątek, czyli goździki i kwitnący rojnik.
Nowy mieszkaniec balkonu, czyli rojnik przyniesiony godzinę temu.

I tak można bez końca, bo aksamitki rozkwitają, są też inne pąki, które tylko czekają, by objawić swą niezwykłość. Nie mogę doczekać się moich kochanych nemezji, a także nowości, czyli kwiatków motylka. Posiałam po raz pierwszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz