wtorek, 3 czerwca 2014

Kolory w czerwcowej mżawce

W moim ogrodzie w centrum miasta rośliny się nie lenią. Dzisiaj przecierają trochę oczy, bo krople deszczu osiadły im na kwiatach. Jest cudownie, bajkowo, kolorowo. A przecież to dopiero początek wielkiego wybuchu zieleni, barw i zapachów.

Bluszczyk kurdybanek oszalał! W naturze można go spotkać niemal na każdym miejskim trawniku. U mnie jest szanowanym zielonym tłem, które - jak widać - próbuje wybić się na pierwszy plan. Nieposkromiony, rozłazi się gdzie się da:)


Wciąż tylko zielono w różach. Ale to tylko kwestia czasu, by rozchyliły dziesiątki pąków. Nakarmiłam je fusami od kawy i oto efekt:)

W miniaturowym ogródku skalnym też sporo się dzieje. Rojniki zimowały w domu, ale, jak widać, dały radę.


Wciąż wiosna, więc i bratków pełno. Trochę je zmęczyły majowe upały, ale wciąż są niezwykłej urody.


Zakwitają pierwsze aksamitki, hodowane od kwietnia na parapecie. Na razie to miniaturki, ale i tak cieszą oczy. To najprostsza i najłatwiejsza roślinka, z którą poradzą sobie nawet początkujący ogrodnicy.
Pelargonia przespała zimę w pokoju. Teraz odwdzięcza się za opiekę.
Begonia przywędrowała do mnie przypadkiem. Ale polubiłyśmy się od pierwszego wejrzenia.
I kolejna plama koloru, czyli goździk, który wygląda jak zmokła kura, ale rewanżuje się zapachem. 
 Naprawdę nie trzeba wiele, by cieszyć się naturą od wschodu do zachodu słońca, właściwie nie wychodząc z domu. To nie kwestia czasu, bo jego nigdy nikt nie ma w nadmiarze. Ale to daje radość, to uspokaja. I codziennie przy porannej kawie można poczuć się niczym Kolumb, bo kolejny pąk, obsypana kwiatami gałązka czy nowe pędy, to naprawdę wielkie odkrycia.
Namawiam, próbujcie. Można wystartować od jednej doniczki, by odkryć w sobie ogrodniczą pasję. Później zacznie brakować miejsca, by rozwijać skrzydła:) Ja mam jeszcze zaczątki lasu iglastego z aromatyczną sosną, świerkiem, jodłą i modrzewiem oraz liściastego parku, w którym rosną klony, jesiony, dziki bez, głóg i klon jawor. To uratowane z trawników siewki, które zostałyby bezpowrotnie okoszone. Są też dwie malutkie lipy, które przyszły na świat pewnego wiosennego poranka w ubiegłorocznej doniczce. Na brak atrakcji więc narzekać nie mogę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz