sobota, 1 czerwca 2013

Moja przygoda ze skalniakami

Wszystko zaczęło się od marzeń o rojniku. To takie cudne rozetki, które rosną niemalże jedna na drugiej. Małe to, ale wdzięcznie wygląda. Udało się - doniczka obrośnięta wylądowała w moim koszyku. A potem - w niemrozodpornej glinianej donicy odwróconej do góry dnem.



Tak wyglądał mój rojnik kilka tygodni temu. Niby samotny, ale w tłumie kolegów na pewno czuł się raźniej.

Zaczęłam szukać i znalazłam kolejne rośliny. Jedne przyszły do mnie same, z działki koleżanki. Już rosną w nieużywanej makutrze. Kolejna porcja pochodzi z targowiska. Mam spory taras, ale nie wiedziałam, jak zaaranżować taki mały ciekawy skalniak. Najpierw zamocowałam gęsto doniczki do rynny, ale wyglądało to trochę byle jak. I naszło mnie na coś w rodzaju wertykalnego ogródka. Znalazłam kratkę do trawy, rozsadziłam trzy gatunki. I wyszło to, co widać na załączonym obrazku. Na razie rzadko rosną, ale myślę, że ów plaster miodu za kilka tygodni będzie wyglądał zupełnie inaczej. Na to liczę. Że będzie prawdziwą gęstwiną rozetek różnej barwy i wielkości.



A to świeżo posadzone rozetki. Jeśli patent się przyjmie, będzie można promować takie pionowe ogródki. W wielu miastach to sposób na izolację od hałasu czy spalin. Piękne byłyby takie wielkie zielone ekrany przy ruchliwych ulicach.
Aksamitki zaczynają kwitnąć. Te, które czekają na opiekuńcze ręce. Ponad setka rośnie jak na drożdżach. Wkrótce pójdą w świat, w końcu po to je siałam pod koniec marca. Ciekawam, czy mieszkańcy mojego miasta zechcą ubierać je w kwiaty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz